Zygmunt Miłoszewski to postać, która została okrzyknięta moim czytelniczym odkryciem roku 2014. Na pierwszy ogień poszedł "Domofon", a zaraz potem "Uwikłanie" i "Ziarno prawdy". Aktualnie zaczytuję się w III części trylogii "Gniew". Mam słabość do jego twórczości. Jako jego miłośniczka książek wiedziałam, iż żadna ekranizacja jego powieści nie może przejść obok mnie obojętnie. Tak też było w przypadku "Ziarna prawdy", którego premiera była w kinach 30.01. Byłam trudnym widzem, albowiem zawsze krytycznym okiem oceniam ekranizację książki, którą czytałam. Czy tak też było i w tym przypadku?
Kilka słów o fabule. W Sandomierzu odnaleziono nagie ciało znanej i lubianej działaczki społecznej. Prokurator Szacki (Robert Więckiewicz) w towarzystwie miejscowej pani prokurator (Magdalena Walach) oraz policjanta (Jerzy Trela) ma za zadanie wyjaśnić zagadkę. Z czasem pojawiają się nowe ofiary, wątki, mordy rytualne, legendy, które dodatkowo komplikują zakończenie śledztwa.
Obsada od samego początku wydała mi się interesująca. Co najważniejsze - każdy bohater wykonał kawał dobrej roboty. Byłam ciekawa roli głównego bohatera, albowiem z pewnością nie było to łatwe zadanie. Jednak Robert Więckiewicz sprawdził się znakomicie - grana przez niego postać to z jednej strony szowinistyczny gbur, który cały czas chodzi wkurzony, a z którym ciężko jest współpracować. Z drugiej strony niezwykle energiczny i błyskotliwy śledczy, dzięki któremu śledztwo zostało zakończone. Na wyróżnienie zasługuje rola Krzysztofa Pieczyńskiego (prezentacja emocji i uczuć) oraz Jerzego Treli (niewymuszona i bardzo naturalna gra).
"Ziarno prawdy" przedstawia również wątki obyczajowe, z którymi boryka się prokurator. Zawodowo zimny i bezwzględny śledczy. Prywatnie to były mąż i ojciec córki, która ucieka od kontaktów z nim. Dodatkową treścią, która moim zdaniem jest najsłabszym ogniwem ekranizacji to romans Szackiego z kilkanaście lat młodszą kochanką - Klarą.
Jest jednak jeden element filmu, który zaskoczył mnie totalnie. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ścieżka dźwiękowa, która robi wrażenie od początku do końca. Były momenty, w których wyłączałam się od śledzenia obrazu, a wsłuchiwałam się tylko w muzykę, co powodowało bardzo przyjemne doznania. Dźwięk budzi napięcie i dodaje pikanterii kryminałowi.
Produkcja od początku zapowiadała się bardzo dobrze - świetna fabuła, doskonałe miejsce do nakręcenia kryminału (Sandomierz), lubiany reżyser - Borys Lankosz, znany kompozytor - Abel Korzeniowski oraz ciekawa obsada. Powieść nie zbierałaby tak dobrych ocen, gdyby nie uszczypliwe i błyskotliwe dialogi. Cięty język i dużo przekleństw doskonale wpisują się w klimat powieści. Ekranizację uznaję za rewelacyjną i obowiązkową dla każdego fana Zygmunta Miłoszewskiego.
Książki Miłoszewskiego mam w planach najbliższych. Kolejna pochlebna recenzja jeszcze mocniej mnie do ich zrealizowania mobilizuje :-)
OdpowiedzUsuńKoniecznie musisz zapoznać się z twórczością tego autora. Gwarantuję, że nie pożałujesz :)
UsuńMordy rytualne brzmią ciekawie, ale chyba nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńA miałaś już okazję czytać jakąś książkę Miłoszewskiego?
UsuńI popatrz - o takiej komedyjce jak "Wkręceni 2" jest głośno a o tym filmie nic a nic nie słyszałam
OdpowiedzUsuńTo teraz możesz nadrobić zaległości :)
UsuńTo w przyszłym tygodniu jak będę miała trochę czasu :)
UsuńByłam w sobotę na tym filmie w kinie i jestem zadowolona. Najbardziej podobał mi się tekst, dlaczego nie powinno wierzyć się w duchy. Polecam!
OdpowiedzUsuńTak, tak, teksty genialne i podobnie jak Ty wyszłam z sali zachwycona :)
UsuńWidziałam zapowiedź w kinie, bardzo chciałabym zobaczyć ten film :)!
OdpowiedzUsuńKurczę, chyba w końcu muszę przeczytać coś Miłoszewskiego (a juz na pewno przed obejrzeniem filmu!).
OdpowiedzUsuń