piątek, sierpnia 28, 2015

Melissa Hawach - "Oddajcie mi dzieci"


Autor: Melissa Hawach
Tytuł: "Oddajcie mi dzieci"
Ilość stron: 389
Rok wydania: 2012


Powieści napisane przez życie zawsze zwracały moją uwagę o wiele bardziej, aniżeli książki które są wodzą fantazji pisarzy. Taka lektura jest dla mnie o wiele bardziej fascynująca, wciągająca taka... prawdziwa. Chętnie utożsamiam się z jej bohaterami, przeżywając radości czy smutki mając w świadomości to, że ta historia wydarzyła się na prawdę. Nie inaczej było również w przypadku dramatu Melissy Hawach - "Oddajcie mi dzieci". Jej walka o dwie córeczki opisywały światowe media - być może i Tobie obiła się o uszy ta historia.

Autorka książki, po niezwykle bolesnych wydarzeniach, postawiła przelać na papier swoją historię, aby przekazać ludziom całą prawdę, odciąć się od spekulacji mediów, przekazać fachową wiedzę dotyczącą postępowania w sytuacji porwania dzieci i przekazać swoje emocje jakie czuje matka w momencie bezradności. Mam wrażenie, że lektura powstała również jako poradnik dla osób, które znajdą się w takiej samej sytuacji co ona - jakie kroki należy wykonać, aby szybciej odzyskać porwane skarby.

Melissa Hawach wyszła za mąż za Australijczyka, Libańskiego pochodzenia. Z tego związku szybko urodziło się potomstwo: Cedar i Hannah. Niestety ich pożycie małżeńskie nie układało się tak, jak w każdym przeciętnej rodzinie. Joe bił ją, kopał, szarpał i upokarzał, każdego dnia pozwalając sobie na coraz śmielsze ruchy. W końcu kobieta postanowiła rozstać się z mężem, utrzymując z nim względnie pozytywne relacje, ze względu na dobro córek. Latem Melissa pozwoliła Joe zabrać córki na wakacje do Australii, gdzie miały pielęgnować kontakt z rodziną. Niestety pewnego dnia ich kontakt się urwał, a matka dziewczynek dowiedział się okrutnej prawdy - Cedar i Hannah zostały wywiezione do Libanu. Do piekła, gdzie akurat toczyła się krwawa wojna. Autorka książki szybko zaczyna walczyć o córki. Początkowo z pomocą przyszła rodzina i znajomi. Później do akcji zaczęli włączać się prawnicy, policja, detektywi, Interpol, Ambasady i wiele innych instytucji. Akcja poszukiwawcza została rozszerzona na wielką skalę i przyłączyło się do niej wiele szanowanych ludzi, często wykonując swoją pracę bezinteresownie. Jeżeli prześledzicie światowe media, dowiecie się, że akcja zakończyła się pozytywnie - tutaj nie będę czarować :) Jednak to, w jaki sposób tego dokonano, warte jest przeczytania.

Powieść nie należy do łatwych. Przepełniona jest bólem, bezradnością, ale również i drobiazgowością. Melissa Hawach bardzo szczegółowo opisuje to, co czuła w poszczególnych momentach akcji poszukiwawczej - od chwili, kiedy zaczęła podejrzewać swojego męża o nieszczere intencje, poprzez próby kontaktu z córkami, organizację sztabu z pomocą, naukę języka arabskiego, po moment kiedy przytuliła dziewczynki oraz wróciła z nimi do Kanady. Autorka książki i zarazem bohaterka całej powieści bardzo szczegółowo opisuje poszczególne etapy poszukiwań - kto w czym pomagał i za co był odpowiedzialny, jakie kroki poczyniono w celu zbliżenia się do dziewczynek. Nie ukrywa również żmudnego i długotrwałego procesu biurokracji, z czym musiała się zmierzyć. Kobieta bez owijania w bawełnę opisuje Liban, gdzie uprowadzone dziewczynki przebywały z ojcem i jakie czyhały na nie niebezpieczeństwa. Z książki można się wiele nauczyć, poszerzyć swoje horyzonty. Jako przykład podam tutaj fakt, iż lektura porusza temat Instytucji Wymiaru Sprawiedliwości w Libanie, Australii oraz Kanadzie i porównuje je ze sobą.

Ta jak pisałam wcześniej - trudna to powieść, naładowana negatywnymi emocjami. Jednakże historia matczynej miłości wciągnęła mnie od samego początku. Podziwiałam Melissę za jej siłę, odwagę, poświęcenie i opanowanie. Za to, że nie straciła wiary w to, że będzie miała okazję jeszcze nie raz przytulić swoje córeczki. Wielką rolę w tej powieści odgrywa rodzina autorki, która ukazała się jako rodzina na medal. Każdy kto tylko mógł, włączył się na swój sposób w akcję poszukiwawczą, szukał rozwiązania, ale przede wszystkim dawali wsparcie emocjonalne i duchowe swojej córce, siostrze, szwagierce.

Polecam gorąco.

7 komentarzy:

  1. Nie wiedziałam, że taka książka istnieje! Lubię negatywne emocje w powieściach, chyba muszę po nią sięgnąć, bo naprawdę ostatnio nie mogę żyć bez uczuć w powieści zwłaszcza takich uwydatnianych, dziękuję za recenzję!

    LeonZabookowiec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie, jest to książka dla Ciebie. Dużo tutaj strachu, bólu i niepewności. Ja bez problemu utożsamiłam się z bohaterką i mocno jej kibicowałam :)

      Usuń
  2. Mam tę książkę i wiem, że na pewno wzbudzi we mnie wiele emocji. Takie historie zawsze odciskają piętno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam gorąco i będę czekać na Twoją recenzję :)

      Usuń
  3. Kiedyś chętnie sięgałam po książki z tej serii, ale po jakimś czasie poczułam nimi przesyt. Po prostu za dużo emocji i zbyt mocno przeżywałam niektóre sytuacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację - powieści tej serii aż kipią od emocji, co nie każdemu czytelnikowi może odpowiadać.

      Usuń
  4. Trudnych książek nie odmawiam, widzę, że ta naprawdę warta jest mojego zainteresowania, więc chętnie po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Okrety Myśli , Blogger