Film "Pod słońcem Toskanii" powstał na podstawie książki o tym samym tytule, której autorem jest Frances Mayes. Słowo "Toskania" podziałała na mnie jak magnez, albowiem moim jednym z marzeń jest zobaczyć na własne oczy ten uroczy zakątek Europy. Pomimo tego, iż produkcja filmowa liczy sobie już sporo lat, to jednak przedstawione krajobrazy jeszcze mocniej rozbudziły moją ciekawość i zachęciły do odwiedzenia tego miejsca.
"Pod słońcem Toskanii" opowiada historię kobiety w średnim wieku, zamieszkującą Kalifornię. Zawodowo zajmuje się pisaniem i recenzowaniem książek. Prywatnie natomiast przechodzi załamanie i stres związany z rozwodem. Przyjaciółki widząc stan psychiczny Frances proponują jej wycieczkę do Toskanii w ramach rozerwania się, odstresowania i nabrania dystansu do życia. W trakcie wycieczki bohaterka jest zachwycona uroczym zakątkiem Włoch i pod wpływem impulsu dokonuje zakupu starej willi, która wymaga natychmiastowego remontu. Frances w tym celu zatrudnia ekipę remontową, której pracownikami są Polacy. Kobieta z każdym dniem przeżywa nowe przygody, pojawiają się wątki miłosne, podróże po Włoszech i nawiązuje nowe przyjaźnie.
Reżyser filmu podejmuje się kilku tematów. Przede wszystkim ukazuje naturę, zachowanie i zwyczaje Włochów, którzy zostali przedstawieni jako porywczy i ekspresyjni ludzie, ale głęboko związani z rodziną. Dzięki wprowadzeniu do filmu Polaków, z łatwością możemy dostrzec różnice pomiędzy tymi dwoma narodowościami. Przed szereg wysuwa się tutaj wątek miłosny, ukazujący stosunek Polaków i Włochów do budowania związków relacji kobieta - mężczyzna. Z całą pewnością twórcy filmu starali się ukazać piękno Toskanii i ja to kupiłam. Włoskie krajobrazy, ciągnące się po horyzont pola maku, stare i zaniedbane wille oraz zakamarki małych i uroczych wsi zrobiły na mnie wrażenie.
Film ten jest dobrą propozycją na spędzenie miłego, sympatycznego wieczoru z niezobowiązującą i lekką historią. Oczekiwałam lekkiej i zabawnej przygody, przy której mogłabym na chwilę zapomnieć o troskach życia codziennego i udało się! Tak na prawdę mamy tutaj połączenie komedii, romansu z dramatem i filmem obyczajowym. Nie jest to kino wysokich lotów - nie znajdziemy tutaj nagłych zwrotów akcji, ponadczasowej gry aktorskiej, doskonałego podkładu muzycznego czy pomysłów inspirujących do działania, ale warto dla tej ekranizacji jeden jesienny wieczór.
Czasami mam ochotę na takie niezobowiązujące kino :)
OdpowiedzUsuńNigdy tego nie oglądałam, nie wiem czemu :)
OdpowiedzUsuńOglądałam kiedyś, kiedyś... ;)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie zobaczę podczas zimowego wieczoru :)
OdpowiedzUsuń